.blog-pager {display: none !important;}

niedziela, 1 czerwca 2014

Bez końca.


Idę nie znając drogi, początku ani końca. Bez celu, bez chęci, bezradnie. Kolejna ścieżka, kolejny ślepy zaułek. Kolejny, kolejny, kolejny. Gdzie jestem? Nie mogę znaleźć drogi do domu. Błagam, niech ktoś mi pomoże!

Nie była pewna od jak dawna idzie, ani skąd wyruszyła. Nie potrafiła zebrać myśli, szła bez celu, powłócząc nogami ze zmęczenia, nie patrząc przed siebie. Bo co po? Doskonale wiedziała, co zobaczy. Biel. Biały labirynt, a dokoła tylko wszechogarniająca biel.
Nie wiedziała, jaki jest cel jej tułaczki. Czuła się jak mysz laboratoryjna, którą naukowcy wykorzystują, by sprawdzić jak szybko znajdzie drogę do wyjścia. Tylko, że czuła, że ten labirynt wyjścia nie ma.
Zmęczenie było coraz większe, lecz nie zatrzymywała się. Nie mogła. Ilekroć chciała usiąść, choć na chwile, by odpocząć, coś ją powstrzymywało. Jakaś nadludzka, nieznana siła. Co to było? Nie wiedziała, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Skoro nigdy nie miała poznać odpowiedzi, to, po co snuć bezsensowne domysły?
Kolejny zakręt i jeszcze jeden. Ślepy zaułek, powrót i inna ścieżka. Szła, szła, szła i nagle zatrzymała się, wbrew sobie. Podniosła głowę i rozejrzała się. Stała pośrodku białego pokoju. Bez okien, bez drzwi, bez żadnej drogi ucieczki. Nawet nie wiedziała, którędy do niego weszła, jak się tu dostała? I gdzie to „tu” było? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi.
Odwracając się, ujrzała w rogu, jeśli to faktycznie był róg, cień. Z początku niewielki i ledwo widoczny, z każdą chwilą rósł i ciemniał, lecz dalej pozostawał bezkształtny. Przypominał trochę burzową chmurę, która zbiera się z innymi na niebie, oznajmiając światu, że zaraz na ziemię spadnie deszcz. Ale ta bezkształtna materia zaczęła przybierać jakąś postać. Nie wiedziała, co jej przypomina, ale była pewna, że jest to coś, czego należy się bać. Przeczucie i intuicja kazały uciekać, lecz nogi jakby przyrosły do podłogi, a To rosło i rosło, bez końca. I wtedy je ujrzała. Dwa czerwone światełka, które wręcz oślepiały. Oczy. Ta myśl w nią uderzyła z całą mocą, a strach zmienił się w przerażenie. Chciała krzyczeć, uciekać, lecz ciało odmawiało posłuszeństwa.
Z cienia wypełzły macki, czarne niczym węgiel. A za nimi masywne ciało i twarz wykrzywiona w grymasie. Kreatura otworzyła szczęki pełne ostrych zębisk, miała wrażenie, jakby stworzenie uśmiechało się do niej szyderczo, z kpiną. Mówiąc, że zaraz zginie. Zbliżało się powoli przedłużając męki, wiedząc, że ofiara i tak nie ucieknie. Ale przecież mogła uciec. I wtedy odwróciła się i zaczęła biec. Pokój wydłużał się, a ona biegła. Szybciej, szybciej, szybciej. Potykając się o własne nogi, nie odwracając się w tył, lecz ze świadomością, że stworzenie jest tuż za nią, dla którego to była tylko zabawa. Przyjemność, by pomęczyć ofiarę przed posiłkiem.
Biegła dalej, ledwo łapiąc każdy kolejny oddech, lecz nie zatrzymała się. Nie pozwoli temu wygrać, nie może, nie chce, nie! Ujrzała drzwi, na końcu korytarza, droga ucieczki, wyjście z tego piekielnego tunelu, jej ratunek na wyciągnięcie ręki. Ale one, jakby odsuwały się od niej, nie pozwalając chwycić za klamkę. Przyspieszyła, wyciągnęła dłoń przed siebie, znów za daleko. Była wycieńczona, ale nie miała odwagi się odwrócić. I choć dookoła rozbrzmiewała głucha cisza, była pewna, że kreatura nie odpuściła. Ta myśl nie pozwalała spojrzeć w tył. Spotkanie twarzą w twarz z prawdą byłoby zbyt bolesne.

Drzwi wydają się być coraz bliżej, przestały uciekać i czekają na nią. Dobiega do nich, chwyta za klamkę i.. Nie! Szarpie, wali w nie, jak opętana, krzyczy. To na nic. Zamknięte. To koniec? Odwraca się i.. nic. Pustka. Kreatura zniknęła i nie ma po niej śladu. Osuwa się na podłogę, uspokaja oddech, a z jej ust wydobywa się szloch. Z początku cichy, ledwie wyraźny, z czasem przybiera na sile. „Czemu ja?” Do oczu napłynęły pierwsze łzy, a po nich kolejne. Spływają po policzkach, zostawiając po sobie mokre ślady i kończą swą wędrówkę na białej podłodze. Cholerna biel!
Bezradność i żal przemieniają się w rozgoryczenie, a następnie w złość. Bierze się w garść. Wstaje, ociera łzy i unosi dumnie podbródek, by ujrzeć przed sobą źródło jej strachu, a ona sama w ciągu zaledwie ułamka sekundy staje się znów malutka. Przerażenie wraca ze zdwojoną siłą, broda zaczyna się trząść, łzy znów zbierają się w kącikach jej oczu. Upada na kolana. Kreatura zbliża się do niej, powoli, powolutku.
30 metrów.
Szept.
20 metrów.
Krzyk.
10 metrów.
Ciemność.

Gdzie jestem?..
Nie, nie zbliżaj się! Odejdź!..
Pomocy! Błagam!..
Nie!

Twarz zastygła w przerażeniu, oczy wypełnione pustką, krew spływająca z ran. Odwiązuje węzły z jej rąk, a bezwładne ciało upada na podłogę. Nie żyje? Nie, oddycha. Więc żyje. Może się jeszcze z nią pobawić. Patrzy jak porusza delikatnie palcami, jak zaciska pięść i próbuje się podnieść.
Upada. I jeszcze raz, i kolejny. Śmieje się z jej daremny prób walki. To na nic, przedłuża swą mękę. Ale to dobrze, dzięki niej ma więcej zabawy. Podpełza do niej, patrzy z bliska swymi czerwonymi oczami. Zawiązuje węzły na nowo na jej rękach, podciąga pod sufit i patrzy prosto w jej oczy. Patrzy na niego hardo i dumnie, mimo bólu, cierpienia i strachu. Nie chce pokazywać, że się boi, ale on wie. Wie doskonale.
Wyciąga w jej stronę mackę, zaciska na jej szyi i patrzy jak się szamocze, próbując zaczerpnąć oddech. Choć jeden, malutki. Pętla rozluźnia się. Łapie łapczywie oddech i znów go traci. I znowu, w kółko, do utraty sił.
Wciska macki do ran. Głębiej, głębiej, jak najgłębiej i słucha jak krzyczy. Ah, słodka melodia. Zachwyca się jej wrzaskami. I przerywa. Słucha jak płacze z bólu i jak zaczyna znów krzyczeć. I znowu, w kółko, do utraty sił.
Odwiązuje węzły z jej rąk, a bezwładne ciało upada na podłogę. Nie żyje? Oh, tak, nie żyje.

To tylko zły sen, tylko zły sen. Cii, spokojnie. Już wszystko dobrze, prawda?

Otworzyła oczy. Szybko podniosła się do pozycji siedzącej i wzięła głęboki oddech. Powoli zaczęła się uspokajać, a serce nie biło już tak szybko. „To tylko zły sen”, powtarzała w kółko. Opuściła nogi na podłogę i wsunęła stopy w miękkie, puchate kapcie, a następnie podeszła do okna i jednym zamaszystym ruchem odsunęła zasłonę. Za oknem ujrzała szarość. Ogród, pusta ulica i domy w sąsiedztwie tonęły w deszczu. Niebo całkowicie zasłaniały czarne chmury, co jakiś czas słychać było w oddali grzmot. Przez pogodę za oknem nie była w stanie powiedzieć, czy jest już ranek, środek nocy, a może już południe. Podejrzewała, że jest koło godziny szóstej, gdyż rodzice zawsze ją budzili, jeśli nie wstała sama. Spojrzała na budzik i potwierdziły się jej przypuszczenia. Rozciągnęła się leniwie zwiewając i ruszyła na dół zrobić niespodziankę rodzicom. W końcu nie co dzień wstawała tak wczas.
Kierując się w dół schodami, przemknęło jej przez myśl, że w domu jest za cicho, lecz zignorowała tlące uczucie niepokoju. Po drodze przejrzała się w lustrze i z uśmiechem na ustach weszła do kuchni. Rodziców w niej nie było. Gdzie podział się ojciec czytający gazetę i mama krzątająca się, przygotowując śniadanie? Odwróciła się i wtedy jakiś cień przemknął koło niej. Wzdrygnęła się. Szybko skarciła się za tą reakcję, po koszmarze jest przewrażliwiona, tłumaczyła sobie. Mimo to, wbrew sobie zaczęła się cofać w głąb kuchni, aż za wyspę i wtedy potknęła się o coś. Spojrzała za siebie i ujrzała na podłodze swoich rodziców. Leżeli nieruchomo, cali we krwi, z ranami ciętymi. Oczy mieli otwarte, a twarze wykrzywione w przerażeniu. Usłyszała krzyk, by dopiero po chwili zdać sobie sprawę, że wydobywa się z jej ust.

Mamo! Tato! Dlaczego?! Nie, wróćcie. Nie zostawiajcie mnie samej..

Potrząsała ciałem matki, a strumienie łez spływały po policzkach. Powtarzała „nie” jak mantrę, jakby te słowa miały ich ożywić. Dopiero po chwili oprzytomniała, zdając sobie sprawę, że musi zadzwonić po pomoc.
Podniosła się z podłogi, odwróciła się i zamarła. W drzwiach do kuchni stało To, kreatura z jej snu. Potrząsała głową, próbując wmówić sobie, że to nie dzieje się naprawdę, że to tylko wytwór jej wyobraźni. Lecz nic to nie dało, jej koszmar stał się rzeczywistością. Cofnęła się parę kroków, lecz stworzenie przybliżało się z każdym jej kolejnym ruchem, aż w końcu natknęła się na szafkę za nią. Próbowała uciec drugą stroną, lecz potwór był szybszy. Oplótł ją mackami i zaczął przyciągać do swoich szczęk. Daremnie miotała się, próbując uciec. Każdy kolejny jej ruch sprawiał, że pętle zacieśniały się coraz bardziej, aż w końcu nie mogła złapać oddechu. Czuła jak jej kości, płuca miażdżą się, sprawiając jej ogromny ból. Przestała się wierzgać, straciła ostatek sił i poddała się. Nie mogła nic już zrobić. Przegrała tą walkę.

Niech to się już skończy. Proszę..

Następne wydarzenia pamięta jak przez mgłę. Hasał dobiegający z zewnątrz, wyważenie drzwi, wtargnięcie policji i pogotowia. To jak pakowali ciała jej rodziców do czarnych worków, jak zakuli ją w kajdanki i wyprowadzali z domu. Podróż radiowozem, zamknięcie w celi, mnóstwo pytań i żadnej odpowiedzi. Nie potrafiła wydusić z siebie słowa, nie ważne jak długo psychiatra do niej mówił, jego słowa do niej nie docierały.
Pamięta za to doskonale zimną celę i niewygodne posłanie. Zimne spojrzenia, obelgi rzucane w jej stronę i tę nienawiść na ustach ludzi.
Na rozprawie pojawiło się wiele osób – ciekawskich reporterów, uzbrojonych policjantów, rodzina spoglądająca na nią z oburzeniem, nienawiścią, współczuciem. Czuła się przytłoczona nadmiarem emocji, jakie wzbudzała u ludzi.

Sąd, po rozpoznaniu sprawy Mercedes Hestings, uznaje ją za winną dokonania zarzucanej zbrodni i wymierza jej karę dożywotniego pozbawienia wolności i przymusowego pobytu w zakładzie psychiatrycznym.

Nikt nie chciał słuchać jej tłumaczeń. W ich oczach była morderczynią i nie potrafiła tego zmienić. Pytanie, czy chciała? Tam, dokąd ją wysłali miała być bezpieczna i ta myśl uspakajała ją. Reszta była bez znaczenia. I tak nie miała już dla kogo żyć, więc to, co się miało z nią stać było jej całkowicie obojętne. Jedyne, czego pragnęła, to być bezpieczną, żyć z dala od potwora, przez którego straciła bliskich. Tak, to było najważniejsze.

Błagam, niech mi ktoś pomoże! Proszę, odejdź.. Zostaw mnie w spokoju!..

A noce, noce były najgorsze. Nawiedzało ją w snach i na jawie. Męczyło, torturowało, nie dawało spokoju, aż padała z wycieńczenia. Wypełzało z cienia, zbliżało się i zabawa zaczynała się. I znowu, i w kółko, każdej nocy, aż do końca. 


<Nie zdążyłam poprawić, a że nie chciałam przekładać daty publikacji ze względu na moją długą nieobecność, wstawiam wersję niepoprawioną. Wybaczcie. Tak czy siak, szczegółowe wytknięcie wszystkich błędów mile widziane.>

5 komentarzy:

  1. Wiesz ile czekałam na to opowiadanie? Tobie przydałby Ci się porządny kopniak w tyłek, byś się ogarnęła. -,- 1 opowiadanie na miesiąc - też mi coś.. Przeżywałam tu załamanie nerwowe, wiesz? Prawie rok nic nie pisałaś!! A miała być "chwilowa przerwa"! Ale jak ujrzałam w powiadomieniach notkę LBA i zapowiedź nowego opowiadania to banan pojawił się na moich ustach. Poważnie! Nawet nie wiesz ile przeróżnych emocji, co zresztą pewnie już zauważyłaś, odczuwałam w tamtej chwili. XD
    Dobra. Bulwers był, czepanie było, wspominki były, więc przechodzę do gwoździa programu - opowiadania.
    Zacznę od błędów. Na interpunkcji się nie znam, więc te błędy (jeśli takowe były - nie mam pojęcia :o) ominę.
    "I gdzie to „tu” jest?" - czasowo nie zgadza się z zresztą, powinno być "było".
    "gdyż rodzice zawsze ją budzą" - "budzili" powinno być, znów czas się nie zgadza.
    Plus błąd w postaci braku wcięcia w 8 akapicie. Teraz to chyba się już czepiam. ^^' Tyle zauważyłam. :)
    Samo opowiadanie bardzo mi się podobało, odbiegało stylem od reszty i chyba poraz pierwszy idealnie pasuje mi do treści adres bloga (wiem, że niby nie są ze sobą powiązane, ale nie mogłam o tym nie wspomnieć! :D)
    Podoba mi się ułożenie. Wstawki pisane pochyłą czcionką pozwalają lepiej dowiedzieć się, co czuję bohaterka (bo to jej myśli były, tak? a może słowa?..).
    Nie jestem pewna, czy zmiana narracji, a właściwie czasu (z przeszłego na teraźniejszy) w niektórych częściach było specjalnie, czy nie, ale tworzy to dość ciekawy obraz. Mam co do tego sprzeczne uczucia, ale zdecydowanie bardziej podobały mi się części w czasie teraźniejszym. Dzięki nim czułam się jak bohaterka. Żeby było idealnie brakuje mi tu narracji drugoosobowej! :D
    Samo opowiadanie zaczęło się bardzo niewinnie, idzie sobie postać, nie wie gdzie jest i nagle BUM! i jakaś kreatura, nagle ucieka. akcja stała się bardzo dynamiczna. Później nagle zniknęła, chwila spokoju i znów jest. To z odliczniem metrów było najlepsze! Aż sama miałam ochotę krzyczeć. Takie czekanie jak się do ciebie coś zbliża musi być okropne! D:
    Scena tortur. Pierwszy plus za to, że miałam ciarki i dreszcze. Drugi za przedstawienie tej sceny z punktu widzenia potwora. I to "podpełza", "wyciąga macki" - koszmar! W sensie pozytywnym. XD
    "I znowu, w kółko, do utraty sił." - to było specjalnie, w sensie powtórzenie, prawda? Ciekawy zabieg artystyczny. :)
    I później, gdy okazało się, że to tylko zły sen wprawiło mnie w osłupienie. "Co? jak to?" nie ogarniałam, że tyle we mnie emocji wzbudził zwykły koszmar. Rozwaliłaś mnie tym, nie spodziewałam się! Prędzej myślałam, że to opowiadanie fantastyczne, niż sen nastolatki. I tak by the way, chyba po raz pierwszy poznaliśmy imię (i nawet nazwisko) głównej bohaterki! Ile niespodzianek w tym opowiadaniu. :D
    Gdy schodziła po schodach wydawało mi się to podejrzane i miałam ochotę krzyczeć "nie idź tam!"
    "Usłyszała krzyk, by dopiero po chwili zdać sobie sprawę, że wydobywa się z jej ust." - kocham, normalnie kocham to zdanie! The best part!
    To, że później ten potwór pojawił się w jej domu były dość do przewidzenia. Ale to, że wsadzą ją za kratki jest dla mnie nie do pojęcia. Co, jak, dlaczego? o>o W sensie, że ją oskarżyli o morderstwo rodziców? Nieźle poryte, pozytywnie, żeby nie było. XD
    Ale to, że ten potwór przychodził poźniej do jej celi było świetnym zakończeniem. Nie spodziewałam się! Zakończenie genialne.
    Strasznie dużo emocji wzbudziło we mnie to opowiadanie. Jedno z lepszych Twoich, zdecydowanie i niezaprzeczalnie. Można ci wybaczyć tak długą nieobecność. Tylko nigdy więcej takich przerw!
    Ale się rozpisałam. :D
    Pozdrawiam, życzę DUŻO weny i żadnych długich przerw! :)
    Disappointed Dreamer.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za taki długą i szczerą opinię. Takie cieszą mnie najbardziej. Błędy już poprawiłam, dziękuję za ich wytknięcie.
      Całe opowiadanie miało wyglądać dokładnie tak, jak wygląda. Zmiana narracji, punktu widzenia, wtrącenia myśli - wszystko było zamierzone.
      A to, że nie spodziewałaś się, że to sen mnie zaskoczyło biorąc pod uwagę tytuł, który, jak dla mnie, powinien to sygnalizować. o-o
      Bura mi się należała, przyznaję. Przepraszać za moją nieobecność w dalszym ciągu nie mam zamiaru, niezależnie jak bardzo jest to z mojej strony wredne i bezczelne, ale muszę się przyznać, że nie jesteś jedyną osobą, którą, w pewien sposób, zawiodłam. Ja również zaliczam się do ich grona. Nie mogę również obiecać, że kolejne opowiadanie pojawi się w krótkim okresie czasu. Z całą pewnością się postaram, by za długich przerw nie było, ale faktem jest, że nagromadziło się mnóstwo przeszkód i problemów, które uniemożliwiają mi częstsze pisanie. Ale obiecuję się postarać. :3

      Usuń
  2. Świetny klimat, dawno nie czytałam czegoś tak trzymającego w napięciu, a będącego zarazem pracą amatora. Bomba!
    Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj :)

    Właśnie zaczynam moją przygodę z publikowaniem swojej twórczości pisarskiej w formie bloga. Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś na niego zerknęła :)

    http://sarah-bandet.blogspot.com/p/strefa-czytania.html

    Przepraszam za spam, ale chwilowo nie mam innego pomysłu na promowanie bloga jak tylko zostawianie komentarzy...

    W wolnej chwili chętnie wrócę i przeczytam twoje historie:)

    OdpowiedzUsuń